Edyta Zając-Chruściel = mistrzyni florystyki, właścicielka Kwiaciarni Pokusa w Kielcach.
Pani Edyto, kto zaszczepił w Pani miłość do przyrody?
Edyta Zając-Chruściel: Niestety nie będę oryginalna, ponieważ to, co robię zawdzięczam moim dziadkom. Do 6-tego roku życia wychowywali mnie właśnie oni, na wsi, więc od samego początku miałam do czynienia ze zwierzętami, roślinami i tym wszystkim, co kojarzy się ze zwykłym, przeciętnym gospodarstwem rolniczym. Mama zabrała mnie do Kielc dopiero jak trzeba było iść do szkoły. Wszystkie wakacje nadal spędzałam u dziadków. Byłam ukochaną wnusią dziadka i strasznie ciekawą świata małą, niegrzeczną dziewczynką. Wszędzie było mnie pełno – pola, lasy, gęsi, krowy to było moje środowisko naturalne.
Czym jest dla Pani florystyka?
Edyta Zając-Chruściel: Florystyka to moje życie. W tym stwierdzeniu również nie ma nic oryginalnego. Skończyłam technikum ogrodnicze i od zawsze wiedziałam, że nie mogę siedzieć za biurkiem. Florystyka jest moją pasją, sposobem na życie, źródłem utrzymania. Mam wiele szczęścia, że mogę robić to, co kocham, nawet wtedy, kiedy chwilowo tego nienawidzę. Myślę, że każdy w tym zawodzie ma swoje słabsze dni.
W jakim momencie swojej kariery zawodowej zdecydowała się Pani otworzyć kwiaciarnię?
Edyta Zając-Chruściel: Nie dostałam się na moje wymarzone studia dzienne, więc zdecydowałam się na zaoczne. W tym samym momencie rozpoczęłam pracę w dużej, bardzo dobrej kwiaciarni w Kielcach, gdzie tak naprawdę nauczyłam się co znaczy praca i jak sobie ją dobrze organizować. Pracowałam dla kogoś w różnych miejscach przez 10 lat, aż przyszedł moment, w którym zostałam zmuszona aby otworzyć swoją kwiaciarnię i był to zbieg różnego rodzaju okoliczności. Zawsze chciałam ją mieć, ale wydawało mi się, że nie dam sobie rady – organizacyjnie i finansowo. Życie jednak pokazało co innego.
Do kogo adresowana jest oferta kwiaciarni Pokusa?
Edyta Zając-Chruściel: Kwiaciarnia jest już obecna na rynku 10 lat. Wydaje mi się, a wręcz jestem pewna, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. Staramy się jednak aby to, co robimy kierowane było do bardziej wymagającego klienta. Rynek mocno się zmienił na przełomie ostatnich lat. Kiedyś sprzedawało się wszystko w każdych ilościach. Teraz klient jest bardziej świadomy tego, czego może od nas oczekiwać.
Z jakimi wyzwaniami łączy się prowadzenie kwiaciarni?
Edyta Zając-Chruściel: Dla kobiety nie jest to łatwy kawałek chleba. Największe wyzwanie to pogodzenie pracy i domu, rodzinnego życia i zazdrosnej o każdy wolny dzień kwiaciarni. Dużym wyzwaniem na pewno jest dbanie o jakość i poziom produktów, które “wychodzą” z naszej kwiaciarni, jak również elastyczność w podejściu do klienta.
Jak opisałaby Pani lokalny rynek i klienta kieleckich kwiaciarni?
Edyta Zając-Chruściel: Mam takie same problemy jak każdy florysta – markety, giełdy otwarte dla detalistów, dostępność wszystkiego wszędzie. Kielce to małe miasto z bardzo dużą ilością kwiaciarni. Każdemu się wydaje, że to bardzo łatwy sposób na zarabianie pieniędzy. Oczywiście nie ma nic bardziej mylnego. Klienci nie chcą wydawać dużych pieniędzy na kwiaty, co nie przeszkadza im mieć bardzo wysokich wymagań, a my musimy temu sprostać.
Na swoim koncie ma Pani wiele osiągnięć. Co jeszcze pozostaje w sferze Pani marzeń?
Edyta Zając-Chruściel: Dobre pytanie… Co jeszcze pozostaje w sferze moich marzeń? Nauka języka angielskiego. Tak bardzo chciałabym bez niczyjej pomocy rozmawiać z zagranicznymi florystami, których poznałam i jechać po wiedzę w świat. Niestety brak czasu, chęci, zapału, więc to pozostaje w sferze moich marzeń. Marzy mi się również, że któregoś dnia mój syn stanie i powie: “Mamo chcę być florystą”. Na razie mówi: “Ja kwiatków układać nie będę”.
Rozmawiała: Anna Pawliczko
Fot. Marcin Chruściel