Wydarzenia z wiosny 2020 niewątpliwie odcisnęły piętno na nas wszystkich i na bardzo długo pozostaną w naszej pamięci. Jak Pan zareagował na nagłe zamrożenie gospodarki?
To był najtrudniejszy moment w mojej ponad 25 letniej historii w biznesie kwiatowym. Najgorsza była niepewność i brak możliwości planowania nawet w perspektywie kilku dni. Dwie nasze kwiaciarnie (z trzech) zostały zamknięte na podstawie rozporządzenia z 25 marca. Sprzedaż hurtowa załamała się totalnie. Zleceń w pracowni praktycznie nie było. W niedzielę zastanawiałem się czy zamawiać towar do kwiaciarni czy jednak się powstrzymać, gdyż jest realne zagrożenie zamknięcia wszystkich kwiaciarni. W kwietniu obroty spadły o 79% w porównaniu do poprzedniego roku.
Koniec marca to był bardzo trudny moment i zastanawianie się czy uda nam się utrzymać zespół pracowników, który w ostatnim czasie zbudowaliśmy. Nie bez znaczenia była pomoc w ramach tarczy antykryzysowej, choć decyzję o braku zwolnień podjęliśmy wcześniej. Przed konkretnymi informacjami o pomocy w ramach subwencji, świadczeń postojowych, pożyczek, refundacji.
Pokerowe zagranie opłaciło się. Po chwilach załamania przyszedł czas na chłodną analizę i działanie. Kryzys to dobry moment na zmiany, na nowe inwestycje. Już w maju zatrudniliśmy dwie nowe osoby i ogłosiliśmy kolejne wakaty.
Czy na tak nieprzewidywalną sytuację w jakikolwiek sposób można było być przygotowanym?
Naprzemienne czasy prosperity i kryzysu to normalność w gospodarce, to naturalne zjawisko w biznesie. Na gorsze czasy przedsiębiorca powinien być zawsze przygotowany. Teoretycznie łatwo to stwierdzić, to przecież rozsądne gromadzić zapasy w czasie koniunktury aby w czasie dekoniunktury jakoś sobie poradzić.
To rozsądne. Przy założeniu sezonowości w branży kwiatowej od marca do października mocno pracujemy, gromadzimy środki na to aby przetrwać zimę. Ale w tym roku właśnie to był moment kiedy w większości florystycznych firm wszyscy czekali na kolejna wiosnę, a tu jeszcze sezon dobrze się nie zaczął a już się załamał. Tego nikt nie mógł przewidzieć. Na szczęście stan epidemii ogłoszono 13 marca, a nie tydzień wcześniej. To by była katastrofa dla całej branży.
Od marca br. słowo kryzys odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Co w praktyce oznacza on dla branży florystycznej?
Dla branży florystycznej to była zapaść. W skali lokalnej i globalnej. W Polsce ogrodnictwa zakorkowane były kwiatami na samym początku sezonu. Hurtownie i giełdy kwiatowe zamarły na kilka tygodni. Więcej niż połowa kwiaciarni została zamknięta, cześć na podstawie zakazu, część z wyboru w obawie o zdrowie.
Na kilka tygodni zamarł popyt na bukiety, klientów w kwiaciarni prawie nie było. Nie było imprez, wesel, pogrzeby odbywały się na ograniczonych zasadach. Tak więc po co w takim momencie ludziom kwiaty?
Na szczęście obawy szybko zostały rozwiane. Ci klienci co naprawdę potrzebowali kwiatów to wiedzieli gdzie ich szukać. Konkretne bukiety, na wyjątkowe okazje, zlecenia spływające z eKwiaciarni, zlecenia telefoniczne od stałych klientów, wykreowane akcje promocyjne na monobukiety pozwoliły przetrwać ten trudny okres.
Te pozytywne reakcje klientów pozwalały patrzeć w przyszłość z nadzieją…
Często w naszych dotychczasowych rozmowach przewijał się wątek zmian oraz szans, jakie one ze sobą niosą. Czy i tym razem na zmiany można popatrzeć w optymistyczny sposób?
Bycie przedsiębiorcą to nie narzekanie i załamywanie rąk. To obserwacja otoczenia, reakcja na zagrożenia ale i na pojawiające się szanse. A w czasie takiego kryzysu sytuacja była bardzo dynamiczna.
W Pana przypadku kryzys był czasem opracowywania strategii nowej inwestycji. Otwiera Pan nową kwiaciarnię! Czy trudno było się Panu zdobyć na tak odważny krok?
W aktualnej sytuacji taki pomysł może wydawać się szalony. Ale mając doświadczenia z ostatnich dwóch miesięcy teraz jestem mądrzejszy niż przed kryzysem. Trzeźwa analiza i ocena sytuacji i decyzje, które mogą uchronić nasz biznes przed podobnymi sytuacjami. Dwie kwiaciarnie w pasażach marketów do tej pory wydawały się dobrym pomysłem. Ale Dzień Kobiet, który wypadł w tym roku w niedzielę – kwiaciarnie zamknięte, pandemia – kwiaciarnie zamknięte na 45 dni. To daje do myślenia, to każe działać. Przecież układane są scenariusze, że podobne kryzysy mogą powrócić w tym roku i to nie jeden raz.
Czy Pana przykład daje nadzieję i może stanowić światełko w tunelu także dla innych przedsiębiorców florystycznych?
Nawet w tak dużym kryzysie klienci pokazali, że potrzebują kwiatów. Diametralnie zmienił się handel, trzeba było się dostosować do nowej rzeczywistości, ale wciąż można było prowadzić tę działalność. Było nam o tyle łatwiej, że od kilku lat promujemy naszą eKwiaciarnię na równi z tymi stacjonarnymi i to teraz zaprocentowało.
Jak według Pana floryści odnajdą się w nowej rzeczywistości?
Przetasowania na rynku kwiatowym są nieuniknione. Pokazują to statystyki. Po raz pierwszy od wielu lat liczba kwiaciarnia na koniec I kwartału 2020 zmalała w porównaniu do końca IV kwartału 2019. Do tej pory na wiosnę kwiaciarni zawsze przybywało.
Prowadząc stronę otwioeramkwiaciarnie.pl i grupę na FB o tej samej nazwie mam kontakt z osobami, które planują rozpocząć biznes kwiatowy często odpowiadam na pytanie – Czy otwieranie kwiaciarni teraz ma sens? Czemu nie, lepiej świadomie otwierać kwiaciarnię teraz mając już doświadczenia z czasu kryzysu, niż zrobić ten ruch przed kryzysem. To może być dobry moment na znalezienie luki na lokalnym rynku, na tańszy lokal w dobrej lokalizacji, na łatwiejsze zbudowanie zespołu pracowników.
Oczywiście cały czas trzeba zaczynać z dobrym pomysłem na wyróżniającą się markę i ofertę. Jak zawsze trzeba się do tego dobrze przygotować. Wtedy otwarcie kwiaciarni będzie miało sens.
W ostatnim czasie rozmawiałem z wieloma osobami z branży, większość nie narzekała, wręcz wyrażała swój optymizm wynikający z obserwacji zachowań klientów – oni potrzebowali kwiatów. Mam swoje obserwacje i przemyślenia – duże kwiaciarnie z ciekawym asortymentem, mocne marki, ciągła aktywność to sposób na kryzys – trasa na Pomorzu to potwierdziła. Odwiedziliśmy wiele pięknych kwiaciarni i wszystkie sobie radzą w czasie kryzysu. Kto sobie nie radzi? Przeważnie to są te biznesy, które i w prospericie miały kłopot. No i oczywiście największy problem dotyczył pracowni. Zakaz zgromadzeń, ograniczenia w weselach miały wpływ na poważne kłopoty wielu firm florystycznych działających w tym sektorze branży.