„Ogrodnicy nie będą funkcjonować bez kwiaciarzy i hurtowników, hurtownicy bez ogrodników i florystów, a floryści bez ogrodników i hurtowników”, napisał Pan w jednym z artykułów w 2012 r.” Jak obecnie, w trakcie trwania pandemii, wyglądają relacje przedsiębiorców florystycznych z dostawcami kwiatów i roślin?
Po analizie początkowej fazy tego kryzysu muszę podkreślić jeden najważniejszy fakt, który wcześniej wydawał się tak oczywisty, że w zasadzie pominięty – ogrodnicy, hurtownicy, kwiaciarze, floryści potrzebują klienta końcowego – konsumenta produktów i usług florystycznych. Bez niego wszystkie starania branży nie mają sensu. To, że klienci na kwiaty są, to w dotychczasowych założeniach była pewność. Jednak wiosenny kryzys pokazał sytuację, że popyt może się zatrzymać całkowicie na krótszą chwilę, a nawet na dłuższy czas.
To daje przemyślenia, że musimy wspólnie jako branża zadbać o ciągłe pobudzanie chęci kupowania kwiatów. Przecież klienci mają alternatywy aby nie kupić kwiatów, choćby w ramach akcji „zamiast kwiatów” – karmy dla zwierząt, wino, książki a nawet wydanie pieniędzy na akcje dobroczynne. Tak więc musimy niezwykle skutecznie zachęcać do odwiedzania kwiaciarni.
Kryzys wywołany pandemią koronawirusa ukazał jak w soczewce całe spektrum nastrojów w relacjach przedsiębiorców florystycznych z dostawcami kwiatów i roślin. Najpierw w połowie marca z przerażeniem patrzyliśmy na sytuację ogrodników, gdzie dopiero co rozpoczęli sezon a w zasadzie nagle rynek im się załamał. To był czas trudnych decyzji – czy siać, sadzić kwiaty, aby mieć co sprzedawać kolejnych miesiącach?
Już wtedy miałem świadomość, że gdy zaczniemy wracać do normalności to nagle okaże się, że popyt na kwiaty zacznie się odbudowywać a podaż będzie na bardzo niskim poziomie. Tak więc po sytuacji, że nie ma komu sprzedawać kwiatów, floryści staną przed sytuacją, że nie będzie gdzie kupić kwiatów. A jak już będą to w cenach dużo wyższych. Takiej sytuacji doświadczyliśmy w maju i czerwcu.
Gdy zaczęło brakować kwiatów, gdy ceny zaczęły rosnąć do poziomu niespotykanego dawno temu, to nastroje florystów ze współczucia złej sytuacji ogrodników w drugiej połowie marca, zaczęły zmieniać się w złość, niezrozumienie sytuacji w czerwcu – to my im pomagaliśmy, a tu nagle oni tak nas potraktowali, windując ceny w kosmos, wydzielają nam towar, o co im chodzi?
W innym artykule z 2012 roku pisał Pan, że „wielu florystów wie, jak bezlitosna recesja może pokłuć nawet najbardziej przedsiębiorcze i pracowite dłonie”. Mamy drugą połowę 2020 i widmo recesji jako następstwa pandemii. Tymczasem, jak Pan zauważa, przez te 8 lat nic się nie zmieniło…
No właśnie… Okazuje się, że nie potrafimy wyciągać wniosków i szybko zapominamy o zagrożeniach, które cały czas napotykaliśmy w minionych latach. Nie potrafimy się zorganizować, nie mamy potrzeby działania razem. Co jakiś czas narzekamy na sytuację w branży, na klientów i cały czas czekamy na zmiany. Tylko kto ma o te zmiany zadbać?
Optymalizacja zakupów w branży kwiatowej, to temat powracający jak bumerang. Na czym polega trudność z wdrożeniem jej mechanizmów w życie?
Floryści zauważają bardzo niskie ceny kwiatów w dyskontach i narzekają na swoich dostawców, że windują ceny. Fakt jest taki – w przypadku dyskontów, marketów kwiaty zamawiane są z dużym wyprzedzeniem i w skali masowej, to daje duże możliwości negocjacyjne. W przypadku kwiaciarni działającej w pojedynkę nie mamy co porównywać skali, dostawcy kwiatów mając duże koszty muszą na nie zarobić.
Jako przedsiębiorcy działający w pojedynkę, ciągle jesteśmy zamknięci i skupiamy się tylko na przetrwaniu własnej firmy, nie myśląc zbytnio o konieczności rozwoju, między innymi poprzez współpracę z innymi przedsiębiorcami z branży. Przeciętny polski florysta to raczej typ samotnika, z podejściem tradycyjnym do biznesu, z przyzwyczajeniami, z których ciężko mu zrezygnować.
Aby coś zmienić to po prostu trzeba wyjść z tej złudnej strefy komfortu, częściej planować, prognozować i działać z wyprzedzeniem. To tylko i aż tyle. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, wielu już postawiło na nowoczesne rozwiązania i czerpie korzyści z optymalizacji. Niestety większość jeszcze nie zrobiło tego pierwszego kroku do zmian.
Czy ponowny kryzys w końcu zmobilizuje naszą branżę do wspólnego działania? Czy nadal będą pojawiać się pytania: „Dlaczego na giełdach jest tak drogo?”
W przypadku wolnego rynku ceny ustala popyt i podaż. Gdy ogrodnicy oferują dużo kwiatów i roślin w jednym miejscu i w jednym czasie a klienci nie chcą kupować to ceny spadają. Gdy kwiatów i roślin wyprodukowanych jest mniej, a klientów do zakupu dużo to ceny po prostu rosną.
Wiem, że po sezonie wiosennym, w lecie trudniej jest handlować kwiatami, ciężko jest hurtowniom utrzymać satysfakcjonujący florystów asortyment, bo to generuje koszty. Przecież dzisiaj wielu z nas kupuje mniej kwiatów do kwiaciarni, rzadziej, często ograniczając asortyment do minimum. Niesprzedane kwiaty w hurtowni wędrują do kosza i generują poważne koszty. Dlatego hurtownicy ratują się zwiększaniem marż i to jest fakt.
Porozmawiajmy o nowych możliwościach nowoczesnej logistyki jako sposobu na obniżenie kosztów dystrybucji bez obniżania jakości. Jak Pan to widzi?
Na nowe podejście do logistyki kwiatów i roślin mają wpływ takie czynniki: wspólne działanie wielu przedsiębiorców, planowanie zakupów z wyprzedzeniem, nowoczesne technologie informatyczne.
Podstawowym celem dystrybucji jest dostarczenie odpowiednich towarów, do odpowiednich miejsc, w odpowiednim czasie i po najniższym koszcie. Tyle mówi teoria, niestety to stwierdzenie w praktyce nie jest już takie oczywiste. W 2012 roku pisałem o tym, że nie ma takiego systemu dystrybucji, który potrafiłby jednocześnie maksymalizować poziom usług i minimalizować koszty. Miałem pomysł na nowoczesną logistykę ale nie wdrożyłem go w życie. Chęci były ale brakło wiary, środków i czasu aby zbudować nowy model dostaw kwiatów i roślin do kwiaciarni prosto od ogrodników.
W międzyczasie powstała platforma FloraGO z założeniami podobnymi do moich przemyśleń, czyli ograniczenie kosztów dystrybucji przez wyeliminowanie magazynowania kwiatów. Po prostu kwiaciarnia zamawia z małym wyprzedzeniem kwiaty prosto u ogrodnika. Tu nie ma pośrednika, tu hurtownie nie kupują kwiatów aby mieć ofertę dla kwiaciarni. Szczególnie kosztowny jest model gdzie samochody chłodnie krążą po okolicznych kwiaciarniach i ktoś może coś kupi, a może nie kupi. W takiej dystrybucji kwiaty szybko się starzeją, a to generuje koszty.
W innowacyjnej logistyce hurtownik przyjmuje funkcję dystrybutora, większość kwiatów kwiaciarnie i pracownie zamawiają z wyprzedzeniem, a niewielkie ilości hurtownicy mają w ofercie na tzw. luzie, gdzie floryści mogą dokupić coś na ostatnia chwilę. Tylko nowoczesny model dystrybucji kwiatów może przyczynić się do obniżenia kosztów. Potrzeba jednak trochę wysiłku i chęci działania.