Andrzej Dąbrowski

Czas żałować róż

Andrzej DąbrowskiWF Dodaj komentarz

Gdzie dziś można kupić kwiaty? Kwiaciarnie są najczęściej zamknięte, na nielicznych ulicznych straganach głównie tulipany w paczkach. Czy kwiaty stały się towarem nielegalnym?

Są legalne, o ile oczywiście ich sprzedaż odbywa się zgodnie z przepisami sanitarnymi. Zdarzały się wprawdzie przypadki interwencji policjantów wkraczających do kwiaciarni i twierdzących, że powinny być zamknięte. Na szczęście to odosobnione przypadki, wynikające z naciąganej przez policjantów interpretacji niejasnych przepisów.

Dlaczego więc właściciele zamykają kwiaciarnie? Przecież to ich źródło utrzymania.

Z moich obserwacji wynika, że początkowo 60 proc. właścicieli zdecydowało się na czas pandemii zamknąć biznes. Przed Wielkanocą niektórzy wznowili działalność, ale połowa kwiaciarni pozostaje nieczynnych. Część z obawy o własne zdrowie, ale zwykle z prostej kalkulacji ekonomicznej. Kiedy wszyscy muszą siedzieć w domach, znikają okazje do kupowania i dawania sobie kwiatów. Prowadzenie kwiaciarni, którą w ciągu dnia odwiedzi najwyżej kilka osób, daje minimalne przychody, a kosztów zbytnio nie da się ograniczyć. Pracownik musi otrzymać wynagrodzenie, a klient oczekuje dużego wyboru. Wchodząc, chce zanurzyć się w gąszczu świeżych kwiatów. I co potem kwiaciarnia ma z nimi począć? Trafią na kompost.

Pan swoje kwiaciarnie zamknął?

Mam trzy kwiaciarnie, dwie w centrach handlowych prowadzonych przez zagraniczne sieci handlowe i jedną w mieście. Zamknięcia pierwszej sieć zażądała, zanim jeszcze pojawiły się przepisy precyzujące, co w galeriach handlowych może działać, a co nie. Kwiaciarnię w drugim centrum handlowym zamknąłem tydzień później już sam, kiedy zaostrzono przepisy dotyczące galerii handlowych. Trzecia kwiaciarnia na terenie miasta działa nadal.

Jakim cudem?

Ratuje nas sprzedaż internetowa, obsługujemy nie tylko Bolesławiec, ale także część Dolnego Śląska. Ale lekko nie jest, także dlatego, że w e-handlu rządzi grupa kilku wielkich firm, które zgarniają dużą część zleceń.

W normalnych czasach dla branży florystycznej zaczynałby się najbardziej dochodowy okres roku.

I tak szczęście w nieszczęściu, że ograniczenia w handlu ogłoszono w połowie marca, już po Dniu Kobiet i imieninach Bożeny i Krystyny. Dzięki temu marzec jakoś dało się przeżyć. Ale kwiecień to już katastrofa. Najgorsze, że nie będzie wiosennego sezonu ślubów i wesel, na które floryści już często podpisali umowy. A podaż kwiatów rośnie, bo nie da się zatrzymać produkcji albo jej magazynować.

Może gdyby kwiaty były tańsze, znaleźliby się klienci?

Kwiaty w Polsce nie są drogie. Ich ceny rosną dużo wolniej niż koszty produkcji. Koszty pracy i energii sprawiają, że krajowe przedsiębiorstwa ogrodnicze z coraz większym trudem konkurują z kwiatami z importu. Zimą nie opłaca się ich uprawa, za dużo kosztuje dogrzewanie i doświetlanie. Wtedy na rynku dominują kwiaty z Holandii.

Holendrom się opłaca?

Holandia jest światowym hubem kwiatowym. Tu działają największe giełdy, na które przywożone są kwiaty z najdalszych krańców świata. Róże z Kenii i Ekwadoru czy goździki z Kolumbii trafiają do polskich kwiaciarni za pośrednictwem Holandii. I teraz zrobił się problem, bo na holenderskiej giełdzie trwa kryzys. Rwą się powiązania w światowym handlu kwiatami.

To szansa dla polskich ogrodników. Może zamiast kenijskich róż będziemy teraz kupować polskie?

Kocham polskie róże, ale co zrobić, gdy klienci domagają się kenijskich. Są wyjątkowo piękne, mają duże kwiaty, są bardzo trwałe. To efekt połączenia holenderskiej technologii uprawy i kenijskiego słońca oraz klimatu.

Poza różami są jeszcze inne kwiaty.

Współczuję polskim ogrodnikom, bo oni mają najgorzej. W ich przypadku tegoroczny sezon skończył się, gdy jeszcze na dobre się nie zaczął. Kiedy w połowie marca zadzwoniłem do mojej dostawczyni, u której kupuję frezję, tulipana, lilię i eustomę, usłyszałem, że jest załamana. Giełdy kwiatowe stanęły, kwiaciarze nie kupują, jest zawalona tulipanami, których nikt nie chce. „Jeśli nie sprzedam dziś tulipanów, nie będę mogła posadzić eustomy. A za pół roku czeka mnie upadek” – powiedziała.

Co jej pan poradził?

Skrzyknąłem na Facebooku florystów, kwiaciarzy, bukieciarzy z całej Polski i zorganizowałem grupę wsparcia. Kojarzymy właścicieli kwiaciarń, którzy jeszcze działają, z polskimi ogrodnikami niemogącymi sprzedać kwiatów. Wożą je nawet z drugiego końca Polski. Dzięki temu mogą trochę ograniczyć straty.

Zamieścił pan w sieci dramatyczny apel do rządu o ratunek dla branży florystycznej.

Mogę to ocenić na własnym przykładzie. Złożyłem wniosek o odroczenie płatności składek ZUS, podatków do gminy i urzędu skarbowego. Problem miałem tylko taki, że nie było wiadomo, czy jestem mikroprzedsiębiorcą, czy też małym przedsiębiorcą. W marcu miałem 11 osób na liście płac, więc wychodziło, że jestem małym przedsiębiorcą. Pożegnałem się z myślą o trzymiesięcznym zwolnieniu z podatków i składek ZUS. Za chwilę słyszę, że zatrudnienie liczy się według stanu z lutego. Ucieszyłem się, bo wtedy miałem 9 pracowników, czyli jestem mikroprzedsiębiorcą. To dla mnie oszczędność 10 tys. zł miesięcznie. Za chwilę znów zimny prysznic: nie jest ważna liczba pracowników, ale wszystkich osób zgłoszonych do ZUS, a to oznacza, że doliczony muszę być ja i moja żona wspólniczka. I znów nie wiem, czy mogę liczyć na zwolnienia z obciążeń, czy nie. Prawnicy tłumaczą mi, że te przepisy są niejasne.

Wytrzyma pan?

Najwyżej miesiąc, może dwa. Po tym czasie będę musiał myśleć o zwolnieniach.

Liczycie na jakąś specjalną pomoc?

Oczywiście możemy myśleć o rozmaitych formach pomocy i na nie liczymy, ale skuteczny ratunek może być tylko jeden: szybkie odblokowanie rynku i umożliwienie nam – z zachowaniem przepisów sanitarnych – w miarę normalnego funkcjonowania. Inaczej to będzie koniec branży.

ROZMAWIAŁ ADAM GRZESZAK

O Autorze

Andrzej Dąbrowski

Facebook Twitter

Andrzej Dąbrowski to magister ekonomii, który urodził się, mieszka i pracuje w Bolesławcu. W 1994 roku zaangażował się w biznes florystyczny, który kontynuuje do dziś. Ukończył Akademię Ekonomiczną we Wrocławiu, specjalizując się w zarządzaniu przedsiębiorstwem. Aktualnie Grupa Florystyczna Florand, którą stworzył i zarządza skupia wiele florystycznych marek działających w różnych sektorach kwiatowego rynku. Jego szeroka wiedza z zakresu zarządzania przedsiębiorstwem florystycznym pozwala mu świadczyć usługi doradcze i szkoleniowe dla firm z branży kwiatowej. Ponadto, dzieli się swoją pasją i doświadczeniem, pisząc artykuły o biznesie florystycznym, które publikowane są na blogach wsparcieflorystow.pl i otwieramkwiaciarnie.pl oraz w czasopiśmie NDiO - Flora. https://www.florand.com.pl/nasze-marki/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.