W moim nowym kalendarzu jest kilka rzeczy, które mnie przerażają. Co prawda oglądam makietę – nie mam go jeszcze w ręku. Może gdy już będę mogła go pogłaskać okaże się bardziej oswojony? Taki przynajmniej jest plan.
Póki co patrzę i… patrzę. Na przykład te małe symbole przy dacie. Chmurka, słonko, kropelki. Ludzie kochani, jak mam tego użyć? I po co? Wiem, że pogoda przekłada się na sprzedaż, doświadczam tego dość często, ale żeby zaraz zapisywać?
Przez moment myślę, co właściwie jest w moich starych kalendarzach. Przeglądam, wiem, głównie zamówienia, telefony, dane do faktur. Gigantyczny rozgardiasz.
A to dopiero początek. Gdyż zaraz potem widzę coś, co powoduje u mnie szczękościsk. PLAN TYGODNIOWY.
Potwór o siedmiu głowach. Ja i plan! Przecież nawet moja lista zakupów sprzed 3 tygodni nadal leży na dnie torebki, w towarzystwie dwóch szyszek, paragonów i paczki po papierosach. Nietknięta. Ponieważ zaraz po kupieniu tego co było na 1 miejscu (goździki) zobaczyłam tak piękną hortensję, że oczywiście musiałam ją kupić, a potem dokupić jeszcze jedne goździki pod kolor, a potem róże i takie małe fidrygałki, wyłącznie do tej hortensji, więc lista jak wpadła do torebki tak w niej została na wieki wieków.
Plan. Lista zakupów. Nie mam aż takiej wyobraźni.
Ta śliczna, mała grafika z realizacją planu tygodniowego i buźkami, taaak… no cóż, kiedy uda mi się zaznaczyć pierwszą uśmiechniętą buźkę nie omieszkam powiadomić Andrzeja jako pierwszą osobę. A potem zabrzmią fanfary.
Co to, na litość boską, jest wskaźnik popytu??
To będzie wymagało dłuższej rozmowy z Andrzejem.
Jak na razie mój piękny, nowy kalendarz wygląda dla mnie jak wielki wyrzut sumienia. Ponieważ nazbyt pozwalam mojej artystycznej duszy szaleć z zakupami, niczego nie zapisuję, nienawidzę cyfr, tabelek, obliczeń. Tyle, że tak nie można prowadzić firmy. Pora opuścić rozkoszne przedszkole. Na razie sama siebie muszę przekonać, że to mi nie zabierze kreatywności. To są jasne cele, jasne wskazówki, obserwacja mojej własnej firmy. Ster. Dla takiego szalonego, impulsywnego żeglarza jak ja to rzecz niezbędna.
Magda Masny