Kalendarz Florysty – bardzo na niego czekałam. W tym roku musiałam do firmy kupić aż 3 kalendarze, a i tak żaden z nich do końca mnie nie satysfakcjonował. A to nie mieścił się w torebce, a to miał zdecydowanie za mało miejsca na notatki i zamówienia, szczególnie na stronach weekendowych. Toteż z zapartym tchem obserwowałam pracę Andrzeja nad kalendarzem specjalnie stworzonym dla florystów.
I doczekałam się. Już wyobrażałam sobie jak trzymam go w ręku, wącham, oglądam wybraną przez siebie okładkę. Nie przewidziałam tylko jednego – że trzeba będzie kupić go przez Internet. Nigdy w życiu nie kupiłam niczego przez Internet! Jestem absolutnie analogowa. Wszystko kupuję w sklepach, twarzą w twarz ze sprzedawcą. Kupienie przez Internet oznacza dla mnie jakąś niewiarygodną męczarnię, która zawsze kończy się tak samo: natychmiast po utworzeniu konta zapominam jego nazwę i dostęp do niego. Przynajmniej do tej pory na tym kończyły się wszelkie moje próby.
Zwlekałam chyba ze 2 tygodnie. Minął okres przedsprzedaży, a wraz z nim zniżka na zakup. Trudno. W końcu sama siebie musiałam zaszantażować – obiecałam sobie, że dopiero po kupieniu kalendarza ustawię w pokoju świeżo kupione świece. Zrobiłam sobie herbatę, zapaliłam, odnalazłam formularz zamówienia, wybrałam okładkę, spojrzałam na cenę (masz za swoje, królowo prokrastynacji), kliknęłam kupuję i na tym utknęłam.
Przy wyborze płatności pojawiła się opcja “z napiwkiem”. No pewnie, że z napiwkiem, czemu nie! Nie wiedziałam, że w internecie daje się napiwki, ale co ja tam wiem o kupowaniu przez Internet… jest napiwek, to dam napiwek, należy się! Dość długo szukałam następnego pola z opcją płatności. W końcu spanikowana odnalazłam je i z ulgą stwierdziłam, że przelew. Hurra! To umiem!
Tak, wiem, to śmieszne. Moja nastoletnia córka zrobiłaby to w 2 minuty.
Z radością
Magda Masny
Ogrody Magdy Masny
Fot. Magda Latt