Przedsiębiorców, którzy rozpoczynają działalność w branży florystycznej zaskakują częste wahania cenowe kwiatów. Dla osób, które prowadzą kwiaciarnię od wielu lat nie jest to już dziwne, przecież na rynku kwiatowym działają mechanizmy regulujące jak na każdym innym rynku. Cena uzależniona jest od popytu i podaży. A elastyczność podaży, a w zasadzie jej brak, mającą wpływ na kształtowanie cen, można zauważyć obserwując ceny czerwonych róż w pierwszej połowie lutego, co dokładnie opisałem w artykule „Walentynkowe ceny” czy poprzez zjawisko znane jako tulipomania. Nie ma co się w tym czasie obrażać na ogrodników, na hurtowników oskarżając ich o działania spekulacyjne – taka sytuacja jest normalna w gospodarce rynkowej. Ile coś kosztuje? Tyle ile klient jest w stanie zapłacić.
Elastyczność popytu i podaży.
Cenę kształtuje rynek, gdzie podaż zderza się z popytem. 14 luty to najpopularniejszy dzień kwiatowy na świecie. Ameryka, Europa, Azja – wszyscy w tym czasie chcą kupić czerwone róże. Popyt jest nieograniczony, a podaż blokują możliwości produkcyjne i logistyczne. Ogrodnicy wiedząc, że zbyt mają zapewniony, chcą w tym czasie zarobić jak najwięcej. Tak więc ceny czerwonych róż już na koniec stycznia windowane są w górę, aby na tydzień przed świętem zakochanych osiągnąć maksymalny poziom, czyli akceptowalny w tym czasie przez nabywców. Bez wątpienia na wzrost cen ma wpływ podstawowa cecha róż – krótkotrwałość, a przez to brak możliwości zbyt długotrwałego magazynowania.
Tulipanowa bańka spekulacyjna
Chciałbym opisać ciekawą historię jaka miała miejsce w Holandii na początku XVII wieku i do dzisiaj jest analizowana i opisywana w podręcznikach ekonomii. Tak, to na rynku kwiatowym miała miejsce pierwsza odnotowana bańka spekulacyjna. Rynek akcji był w tym czasie normalnością, a akcje np. Kompanii Wschodnioindyjskiej były solidną inwestycją, ze stabilna tendencją wzrostu ich wartości liczoną w dziesiątkach lat. W 1634 roku rozpoczęła się w Holandii „tulipanowa gorączka”. Sprowadzone 80 lat wcześniej z Turcji cebule tulipana, miały stać się przyczyną pierwszego wielkiego krachu w historii. Określenie „tulipomania” jest obecnie często używane metaforycznie dla określenia dużej bańki spekulacyjnej (gdy ceny aktywów znacznie odbiegają od wartości wewnętrznej).
Złoty wiek holenderskiej gospodarki
Nie ma pewności dlaczego ceny cebulek tulipanów zaczęły gwałtownie rosnąć. XVII wiek to złoty wiek holenderskiej gospodarki, handel z Indiami się rozwijał co miało wpływ na szybkie bogacenie się społeczeństwa. Amsterdamscy kupcy szybko pomnażali swoje dochody, na każdym rejsie do Indii Wschodnich kilkukrotnie pomnażali zainwestowane pieniądze. Akcje Kompanii Wschodnioindyjskiej ciągle zyskiwały na wartości. Holandia była w tym czasie krajem bogatym i bezpiecznym, a Holendrzy z pełną wiarą planowali przyszłość.
Nowa klasa kupiecka zaczęła budować piękne domy otoczone kwiecistymi ogrodami. Kwiaty nabierały wartości, a wśród nich prym wiodły tulipany. Tulipan różnił się od innych kwiatów znanych w ówczesnej Europie, płatki miały niezwykle intensywne kolory. W pewnym momencie chciwi inwestorzy zaczęli poszukiwać alternatywnego do akcji obiektu finansowych fascynacji. Kraj opanowało szaleństwo. W ciągu 3 lat wartość cebulki tulipana dobrego gatunku wzrosła do niebywałej ceny 2500 guldenów. Za taką cenę można było w tym czasie kupić całe gospodarstwo rolne lub stanowiło dziesięciokrotność rocznego dochodu rzemieślnika!
Tulipomania – tulipany towarem luksusowym
W rezultacie tulipany szybko stały się bardzo pożądanym towarem. Zostały sklasyfikowane w różnych grupach: tulipany jednobarwne (czerwone, żółte lub białe) były znane jako Couleren; wielobarwne Rosen (białe smugi na czerwonym lub różowym tle), Violetten (białe smugi na fioletowym lub liliowym tle), a najrzadsze to Bizarden (żółte lub białe smugi na czerwonym, brązowym lub fioletowym tle). Niespotykane wcześniej kształty płatków, wielokolorowe efekty, zawiłe linie i smugi przypominające płomienie na płatkach powodowały, że cebule z których wyrastały były bardzo poszukiwane. Obecnie wiemy, że efekty te powstały przez zakażenie wirusem tulipanowych cebul. I to właśnie wirus pstrości tulipana – Tulip broken virus (TBV) – stał się sprawcą największego zamieszania w historii handlu roślinami. W XVII wieku nie znano jeszcze przyczyn choroby, nie potrafiono również z nią walczyć. Hodowla kwiatów była więc nieprzewidywalna – pojawił się element ryzyka. Zdrowe tulipany stały się symbolem luksusu i pozycji społecznej.
Podaż nie nadążała za popytem
Handel był dość tradycyjny, w okresie letnim kupujący mógł przyjrzeć się uprawie tulipanów na plantacji i wybrać cebulki odpowiednich kwiatów. Biznes funkcjonował, ale handlarze narzekali na brak zajęcia w okresie jesienno-zimowym. Wiadomo, że pomnażanie cebulek tulipanów to dość długotrwały proces. Tulipany mogą mnożyć się na dwa sposoby. Przez cebule przybyszowe oraz przez nasiona. Rozmnażając tulipany przez nasiona można dochować się dużej ilości nowych roślinek jednak ma on trzy podstawowe wady: roślina, w której nie obetniemy torebki z nasionami tylko będziemy czekać na ich dojrzałość jest bardzo osłabiona i może to osłabić jej kwitnienie; nie zawsze z nasion wyrosną przepiękne kwiaty; rośliny wyhodowane z nasion w większości przypadków są zupełnie inne niż tulipan, z którego pochodziły nasiona. Tak więc niepospolite odmiany można było rozmnażać wyłącznie przez cebule przybyszowe. Na dodatek wirus miał również negatywny wpływ na żywotność cebulek, osłabiał je, co jeszcze ten proces wydłużało. Egzotyczne odmiany tulipana były ograniczonym towarem. Szybko okazało się, że podaż nie nadążała za popytem.
Tuiipomania – cebulka tulipana za dom
Pierwsza znana bańka spekulacyjna wiązała się z ogromnym wzrostem cen cebulek tulipanów oraz niebywałą modą na te kwiaty. Dochodziło wtedy do tzw. „handlu wiatrem”, procederu polegającego na sprzedaży tulipanów, które jeszcze nie były posadzone. Można tu zauważyć podobieństwo do obecnych „kontraktów terminowych”. W 1635 r. powstał rynek “forward” na tulipany. Nabywcy kupowali cebule tulipanów z góry określonym terminem realizacji zamówienia i za z góry określona cenę. Spekulacja na rynku stała się wtedy ulubionym zajęciem mas. Przedmiotem obrotu stały się papierowe certyfikaty gwarancji dostaw. Towar stał się abstrakcyjny. Z zachowanych ksiąg wynika, że jedna gwarancja dostawy potrafiła kilkakrotnie w ciągu dnia zmienić właściciela. Jesienią 1636 roku wartość cebulek tulipanów wielokrotnie wzrosła.
Niektóre pospolite odmiany wyceniano tak wysoko, że stanowiły równowartość domu, niepospolite były jeszcze droższe. Najwyższą cenę osiągnęła słynna cebulka Semper Augustus, która została kupiona za 6000 guldenów w Haarlemie. Za 1 cebulkę można było kupić domy, ziemię, bydło. Dochodziło do takich absurdalnych sytuacji, że osoba która tylko wspomniała, że posiada jakąś nietypową odmianę tulipana, dostawała kredyt na bardzo wysoką sumę pieniędzy. Na obrazach ówczesnych holenderskich malarzy trudno znaleźć zdrowe okazy tulipanów. Wszystkie, które posiadały plamy i o nieregularnie skręconych płatkach wkrótce zamierały.
Tulipomania – nagły krach
Krach nastąpił bardzo szybko, a rozpoczął się 3 lutego 1637 r. Na aukcji w Haarlemie kilka ofert nie znalazło kupców, co wywołało reakcję łańcuchową. W ciągu zaledwie kilku dni cały rynek po prostu zniknął. Holandia długo dochodziła do siebie po tym wydarzeniu. Od czego zaczęła się paniczna wyprzedaż cebulek trudno dziś ustalić. Tulipanowa spekulacja od początku nie miała sensu, a jednak ludzie uwierzyli, że powstaje coś w rodzaju Nowej Ekonomii, opartej na botanicznej nowince. Tulipomania najczęściej wyjaśniana jest absurdalnością rynku – niezwykłą skłonnością inwestorów do płacenia niebywałych kwot za zwykłe kwiaty. Takie wyjaśnienie trochę spłyca temat. W XVII wieku wielu zamożnych Europejczyków interesowało się ogrodnictwem i ciekawymi roślinami, a holenderskie tulipany cieszyły się dużym wzięciem – a przez to należały do najcenniejszych kwiatów. Najrzadsze i najdroższe były tulipany o nieregularnych barwach. Rzadko się rozmnażały, a ich potomstwo często nie miało równie interesującego koloru. Kupowanie tych rzadkich kwiatów za bajońskie sumy to nic innego niż wydawanie przez współczesnych bogaczy fortuny na obrazy Rembrandta. Co ciekawe, tulipomania jako hasło wystąpić może ekonomicznych, a nie botanicznych.
Tulipomania – ówczesne przypowieści
Jedna z tych przypowieści opowiada o marynarzu, który wraca do Amsterdamu z rejsu i tulipomania jest dla niego konceptem zupełnie obcym. W biurze w magazynie towarzystwa żeglugi dostrzega coś, co uznaje za cebulę, więc częstuje się nią. W rzeczywistości jest to cebulka bardzo rzadkiej odmiany tulipana – Rosen, którą właściciel magazynu kupił chwilę wcześniej. Po szeroko zakrojonych poszukiwaniach zrozpaczony właściciel w końcu znajduje na skraju doku marynarza, który dojada właśnie resztki cennej cebulki wartej więcej, niż ten zdoła zarobić na statku przez całe życie. W drugiej historii Anglik, również nieświadomy, jak ogromną wartość Holendrzy przywiązują do tulipanów, z ciekawości rozcina cebulkę należącą do jego holenderskiego przyjaciela. I w tym wypadku chodziło o bardzo rzadki okaz, odmianę Admirał van der Eijk. Za jedną cebulkę można było kupić umeblowany dom.
Czas tulipanów
Tulipan w kwiaciarni to codzienność, dość pospolity, w ofercie kwiaciarni na wiosnę i jesienią. Jedni floryści lubią go mniej inni bardziej. Mam nadzieję, że po przeczytaniu artykułu spojrzycie na niego trochę inaczej, a na pewno będziecie mogli tymi informacjami podzielić się z klientami. Znacie nazwy tulipanów, którymi handlujecie? Nie? To czym prędzej zapytajcie o nie swoich dostawców. Warto wyeksponować ich nazwy, może przez to klienci docenią ich wartość.