Nie wyobrażam sobie życia bez kwiatów. Od zawsze kwiaty były obecne w moim domu. W doniczkach, w ogródku babci, w wazonach czy kieliszkach (bo tylko w nich dawało się ułożyć fiołki). W zimie bardziej nieśmiałe, często stojące samotnie w wysmukłym wazonie, by wraz z nadejściem wiosny coraz bardziej zuchwale panoszyć się na stołach, półkach – wszędzie tam, gdzie często wędrowały nasze oczy. Począwszy od podkradanych z ogródka sąsiadki gałązek forsycji, które rozwijając się w cieple mieszkania stały się dla mnie już na zawsze synonimem wiosny. Następnie przez znoszone całymi naręczami bukiety z wszelkich polnych i łąkowych kwiatów. Zawsze obowiązkowo związane źdźbłami trawy. Zawsze – by wprowadzić dobry nastrój.
Całkowicie naturalne dla mnie jest, że kwiaty towarzyszą wszystkim ważnym wydarzeniom w naszym życiu. Przede wszystkim dlatego, że są piękne, ogólnodostępne i samym pojawieniem wywołują uśmiech na twarzy.
Wymienione cechy są w moim przekonaniu równocześnie jednymi z najpopularniejszych powodów dla których udajemy się do kwiaciarni. Rozwijając ten wątek, cudowną zaletą bukietu czy kompozycji, którą pragniemy komuś podarować jest to, że (niezależnie od prawdziwych intencji obdarowującego) uznajemy je za coś niezobowiązującego. Z bukietem w dłoni nie będziemy czuli się nieswojo ani w urzędzie, ani w szpitalu, ani na imieninach u przyszłej teściowej. Niemal na pewno, nie wprawimy też obdarowanego w zażenowanie. Lekarz czy urzędnik idący korytarzem z tulipanami czy gerberami w ręku wywoła raczej uśmiech sympatii. Całkiem odmienną reakcję wzbudzi, usiłując zamaskować przed oczami pacjentów czy petentów jednoznacznie wyglądającą skrzyneczkę.
Często powtarzanym hasłem, pojawiającym się w kontekście sprzedawania i kupowania florystycznych upominków jest to, które podkreśla, iż kwiaty symbolizują emocje. Z racji swojej urody – te pozytywne. Wręczamy je tym, którzy są dla nas ważni. Gdy, jak już wspominałam, chcemy okazać wdzięczność i jednocześnie podkreślić znaczenie, jakie miała dla nas uprzejmość obdarowanego. Obecnie, nie przykładamy wagi do “mowy kwiatów”, która to w przeszłości przypisywała konkretne znaczenia gatunkom i kolorom roślin komponowanych w bukietach. Może z jednym wyjątkiem, o którym wspomnę za chwilę. Bukiety są ponad wszelką wątpliwość nieodzowne w sytuacjach, gdy jest nam ciężko wyrazić słowami uczucia do drugiej osoby. Pierwsze na myśl przychodzą oczywiście czerwone róże.
Nikt nie ma wątpliwości, jakie niosą ze sobą wyznanie i dlaczego pobudzają oczekiwanie kobiet na małe, pluszowe pudełeczko…
Chciałabym jednak w tym miejscu wspomnieć o delikatnym wyrażaniu nieco odmiennych emocji. W naszej tradycji, choć rzadziej niż przy miłosnych wyznaniach, ale to właśnie omawiane tu kwiaty pomagają okazać współczucie czy empatię. Każdy, kto osobiście doświadczył uczucia bólu po stracie bliskiej, ukochanej osoby, doskonale wie, że przyjmowanie kondolencji od ustawiających się w kolejce znajomych bywa często bardziej uciążliwe niż dodające otuchy. A nienachalna, subtelna, dostarczona do domu kompozycja z kondolencyjnym bilecikiem, mówi nie tylko “współczuję i chcę Cię pocieszyć”. Niesie jednocześnie przekaz “szanuję to, że w tej właśnie chwili potrzebujesz spokoju, ale pamiętaj, że jestem i chętnie pomogę.”
Jak już wspomniałam na początku, dla mnie osobiście nie ma okazji do której nie pasują kwiaty. Zacznijmy od tych najbardziej oczywistych. Urodziny czy imieniny – kupowanie bukietu jest tak naturalne, jak pieczenie sernika dla gości. Chrzciny – nic nie sprawi mamie większej przyjemności, niż kwiatek wyróżniający właśnie ją w tym święcie, gdzie wszystko kręci się wokół jej latorośli. Komunia – i mała dziewczynka czuje się jeszcze ważniejsza. Ślub – a widział ktoś kiedyś pannę młodą idącą do ołtarza z książką w dłoniach? Aby uniknąć zarzutu posługiwania się sztampowymi przykładami kilka mniej oczywistych. Szef-tyran odchodzi na emeryturę. Nie sposób się nie cieszyć. Nie wypada nie przygotować drobnego upominku pożegnalnego, bo tradycja, bo tak wypada, bo wszyscy i zawsze… Nie wierzę, że wręczenie mu ozdobnie opakowanego kaktusa nie będzie dla pracowników satysfakcjonujące. Kolejna sytuacja. Wiadomość o ciąży najlepszej przyjaciółki – zdecydowanie za wcześnie, żeby kupować śpiochy w różu czy błękicie. Poza tym jest to informacja ściśle tajna i poufna. Kwiaty powiedzą jej “gratuluję i trzymam kciuki” najbardziej dyskretnie, nawet w centrali plotkarskiej korporacji.
Mogłabym mnożyć sytuacje i przykłady, które wyeksponują kwiaty jako towar na szczycie mojej listy artykułów niezbędnych do życia i współżycia z ludźmi. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że jest spore grono osób o mniejszym entuzjazmie florystycznym. Już słyszę ich koronny zawsze właściwy, bo niepodważalny argument: kwiaty są drogie i mało praktyczne. Wyznającego tę zasadę znajomego zapytałam kiedyś w trakcie rozmowy o powodach “niekupowania” kwiatów trochę z zaskoczenia co myśli, gdy widzi w na ulicy człowieka z kwiatami w ręku. Po paru nienadających się do zacytowania żartach usłyszałam, że “pewnie dostał z jakiejś okazji i niesie, żeby się pochwalić”. Moje kolejne pytanie brzmiało: “Dało się go nie zauważyć?”. Odpowiedź: “No co ty! Jeden taki szedł w całym centrum.”…
Kwiaty sprawiają, że obdarowana nimi osoba staje się zauważalna. Jest to bez wątpienia cecha, o którą najbardziej i najczęściej zabiegamy w XXI w. Czujemy potrzebę wyróżniania się z tłumu. Pokazania swojej odmienności. Kwiaty mówią “Jesteś wyjątkowa/wyjątkowy i wszyscy mają to wiedzieć”. Jeżeli uważamy je (ze względu na ceny) za towar luksusowy, tym bardziej powinniśmy chcieć wręczać je tym, którzy są dla nas ważni. Prawdopodobnie nikt nie zauważy podczas urodzinowego przyjęcia ile karatów ma pierścionek na naszym palcu. Za to wszyscy w restauracji będą szeptać i domniemywać, z jakiego powodu dostaliśmy bukiet, do którego kelner specjalnie dla nas przynosił wazon. I choć koszt bukietu zawsze będzie mniejszy niż luksusowej biżuterii, efekt “wow” wzbudzony w środowisku – bardzo podobny.
Justyna Całus
uczennica Polskiej Szkoły Florystycznej we Wrocławiu